czwartek, 28 czerwca 2012

"Nadzieja" - Katarzyna Michalak


Wydawnictwo: Termedia
Stron: 267
seria z czarnym kotem

O tej książce było głośno od jakiegoś czasu w czytelniczej blogosferze, dlatego czułam, że nie mogę odstawać w tyle i muszę Nadzieję przeczytać. To miało być drugie spotkanie z twórczością Katarzyny Michalak. Po pierwszym - Sklepik z niespodzianką. Bogusia - zostały mi miłe wspomnienia, ale i pewien stereotyp w głowie. Wydawało mi się, że Nadzieja to będzie kolejna pozytywna i prosta historia, która poprawi mi humor, ale i nie wywoła głębszych uczuć. No więc... Będę szczera - ta książka powaliła mnie z nóg. Niezwykła historia, nieprzewidywalne zwroty akcji, mnóstwo dramatyzmu, mnóstwo skrajnych emocji. Po prostu wstrząs. Kupiłam książkę po fatalnym egzaminie. Zasiadłam do niej wieczorem z parszywym nastrojem, a skończyłam...o trzeciej nad ranem z paczką chusteczek i żalem. Że to już koniec historii. Ale i z wdzięcznością za to, że istnieją książki, które potrafią przenieść w inny świat i pomóc zupełnie zapomnieć o realnych troskach.

Nadzieja to opowieść o trudnej miłości Liliany i Aleksieja. O miłości, która była jednocześnie przeznaczeniem, jak i przekleństwem tych dwojga. Ona - drobna, krucha, samotna dziewczynka, półsierota, którą bił okrutny ojciec. On - czarnobylski chłopiec, nieco dziki, odważny, mieszkający z kochającą ciotką. Poznają się w dzieciństwie, a potem co jakiś czas los ich to łączy, to rozdziela. Aleksiej się kształci, wyrasta na niezwykłego młodzieńca, obiecuje ukochanej, że w końcu zabierze ją od ojca tyrana. Ona? Z każdym rokiem stacza się coraz bardziej...

Autorka prowadzi jednocześnie trzy narracje, które się ze sobą przeplatają. Każda została opatrzona inną czcionką, więc łatwo je w książce odróżnić. Po pierwsze - przeszłość: od spotkania w dzieciństwie przez kolejne rozłąki i powroty. Po drugie - pamiętnik Liliany. Po trzecie - teraźniejszość: trzydziestoletnia Liliana, która ucieka przed...? Pod koniec historii przeszłość dogania teraźniejszość. To ciekawy zabieg - to rozbicie narracji - pozwala na stopniowe odkrywanie, łączenie elementów, ale i powoduje wzrost napięcia. Jedna narracja niejako zapowiada drugą. Prowadzą ze sobą dialog, a czytelnik jest tu podglądaczem. 

Prawdę mówiąc nie polubiłam głównej bohaterki, za to Aleksieja pokochałam całym sercem. Ale tu nic nie jest czarne, ani białe, dlatego nie wolno mi oceniać Liliany. Jej wypowiedź o samotności (spotkanie w wynajętym mieszkaniu), to jeden z ważniejszych momentów w tej książce, bo uzmysławia wiele rzeczy. Pokazuje inną perspektywą. Pokazuje prawdziwą samotność i jej tragiczne skutki.

Sama się sobie dziwię, że historia, która nie opiera się na faktach, wywarła na mnie tak silne wrażenie. Nie mogłam zasiąść do recenzji od razu, bo byłaby zbyt emocjonalna. Musiałam też poukładać sobie to wszystko w głowie. Teraz już tak bardziej na chłodno mogę bez cienia wątpliwości powiedzieć, że długo tej historii nie zapomnę. Nadzieja jest w moim odczuciu świetnie napisana i wprost nie da się od niej oderwać. A muszę przyznać, że u mnie to rzadkość, abym jednego dnia (nocy) przeczytała książkę. Refleksja na koniec? Chciałabym zobaczyć film na podstawie losów Lilou i Aleksieja...


Moja ocena: +5/6

Książkę przeczytałam w ramach projektu Rozmawiajmy.


***

Powiem Wam szczerze, że coraz bardziej zaczynam się zastanawiać nad sensem stawiania tych ocen pod recenzjami. Gdy zakładałam bloga, było to jakąś normą, którą przyjęłam, ale nie do końca właściwie się z tym czuję...  Przecież 5 dana jednej książce nie równa się 5 danej drugiej. Inne elementy wpływają na ocenę przy każdym tytule i próba generalizacji wydaje się utopijna. Raczej pomyślę o krótkich opisowych ocenach, np. "naprawdę warto", "szkoda czasu" itp. Albo zupełnie dam sobie z tym spokój...

6 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa recenzja, choć i teraz sporo jest w niej Twoich emocji. ;)
    Ta książka mnie przyciąga i chcąc czy nie chcąc (chcąc chcąc) muszę mieć ja na swojej półce. Gdy przeczytam, podzielę się wrażeniami. :)
    A co do ocen pod recenzją. Moim zdaniem jest to zbyteczne, chociaż sama umieszczam. Mam wrażenie, że gdybyśmy usunęli te oceny, a pozostawili samą recenzję, większość "czytelników" by zniknęła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też ksiażkę pochłonęłam, tzn bardziej słusznym jest określenie że ona mnie pochłonęła

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie, i Ty zostałaś zarażona "Nadzieją"?, w takim razie muszę i ją teraz przeczytać.

    Wystawiam oceny, ale nie podoba mi się ten proceder. W swoich blogowych początkach unikałam tego i było mi dobrze, jednak odkąd zaczęłam współpracę z portalem, który wymagał cyferek tak już mi zostało. Dumam nad jakiś sensowym rozwiązaniem, coś czuję, że zwiększę skalę do 10, może to będzie bardziej obiektywne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam jeszcze żadnej z książek pani Michalak, jednak po tej recenzji wprost MUSZĘ sięgnąć po "Nadzieję". Już zapisana, już zapamiętana, jutro postaram ją sobie kupić. Bo również uwielbiam historie tego typu.
    Co do ocen, zgadzam się z Meow.Osobiście, nie stawiam punktów,bo zazwyczaj nie mogę zdecydować ile dać. Tak jak powiedziałaś - piątka piątce nie równa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Okładka piękna, ale sama książka ze względu na polskie nazwisko i tematykę jakoś mnie nie interesuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie również książka zupełnie zaskoczyła... Nadal myślę nad tym jak ubrac moje wrażenia w słowa... A fakt, że wprowadziłam ocenianie książek przeklinam już od dawna ;-)

    OdpowiedzUsuń