niedziela, 27 maja 2012

Byłam w teatrze [4]


Teatr Baj Pomorski w Toruniu
Najmniejszy Bal Świata Maliny Prześlugi
Reżyseria: Paweł Aigner
Scenografia: Jan Polivka
Premiera: 5 lutego 2012


Wędrując z Migawką

Dzieciństwo rządzi się własnymi prawami. Dziecko ma prawo do zabawy, prawo do brudzenia ubrań, prawo do robienia bałaganu, prawo do braku zmartwień. Niestety do tych przyjemnych praw dochodzą trochę mniej przyjemne obowiązki: obowiązek sprzątania po sobie, obowiązek pomagania w domu, obowiązek słuchania rodziców czy w końcu obowiązek dorastania i brania odpowiedzialności za własne czyny. Zaakceptowanie takiego podziału przychodzi każdemu dziecku inaczej. Niektóre przyjmują to lekko i z łatwością dostosowują się, ale inne - zwyczajnie buntują. Telewizja ostatnich lat zauważyła tu potencjalny zysk i dostrzegła zapotrzebowanie na programy typu "Superniania", które (przynamniej w założeniu) pomagają pozbyć się rodzicielskich zmartwień z trudnymi dziećmi. 

Takim zbuntowanym dzieckiem jest Migawka - główna bohaterka dramatu Maliny Prześlugi i spektaklu w reżyserii Pawła Aignera. Spektaklu, który można chyba śmiało nazwać jedną z ważniejszych (jeśli nie najważniejszą) premier tego sezonu w toruńskim Teatrze Baj Pomorski. Przedstawienie charakteryzuje niesamowity rozmach multimedialny. Reżyser chciał pokazać widzom w teatrze program telewizyjny nagrywany na żywo. Program ów to tytułowy "Najmniejszy Bal Świata", gdzie rodzice przyprowadzają niesforne pociechy, a Prezenter - Tomasz Pomagalski (Krzysztof Grzęda) - stara się im (jak wskazuje nazwisko) pomóc. 

Na dużej scenie toruńskiego teatru stworzono najprawdziwsze studio telewizyjne. Kilka kamer, pełno kabli, po bokach dwa wielkie telebimy, a sama scena niebieska. W spektaklu została wykorzystana technika obróbki obrazu zwana blue box, która umożliwia wmanipulowanie w niebieskie tło dowolnego obrazu. Człowiek ubrany na niebiesko staje się na ekranie niewidoczny. Z techniki tej telewizja korzysta na co dzień, chociażby w programach informacyjnych czy prognozie pogody. Opanowanie i swobodne korzystanie z niej to niełatwa sztuka, gdyż trzeba cały czas kontrolować sytuację na podglądzie i trafiać z ruchami dokładnie w konkretny punkt, aby nie rozminąć się z obrazem na ekranie. Przy tym powinno to wyglądać na zupełnie naturalne. Przed aktorami postawiono więc zadanie wyjątkowo trudne, ale i fascynujące, gdyż jednocześnie byli aktorami teatralnymi i telewizyjnymi. 

Ze względu na przyjętą konwencję wprowadzono liczne zmiany w tekście Prześlugi. Wszystko jednak za zgodą autorki i przy współpracy z nią. I tak zamiast najmniejszego królestwa świata widzowie odwiedzają studio telewizyjne, w którym zamiast Króla Maciupka i Królowej Malusi poznają Matyldę (Grażyna Rutkowska-Kusa) i Kazimierza (Andrzej Korkuz) Królów - rodziców wojowniczo nastawionej do świata Migawki, szukających rozwiązania swych problemów wychowawczych w programie Pomagalskiego (pełniącego rolę Pana Przechodnia z dramatu). Państwo Królowie to ludzie raczej przeciętni, zwyczajni, skromni i trochę zawstydzeni, a nade wszystko wpatrzeni w swą jedynaczkę. Migawka (bardzo dobra rola Dominiki Miękus) natomiast jest dzieckiem niepokornym, odmawiającym pomocy w domu, niekulturalnym (w czasie programu siedzi skulona na podłodze, na pytania prowadzącego odpowiada nieuprzejmie i nawet nie chce założyć butów). Próbuje oskarżyć rodziców o krzyk i gryzienie, jednak ukazane na ekranach materiały filmowe (na których rodzice mówią do niej delikatnie i cichutko, a ona wrzeszczy wniebogłosy) stanowczo temu zaprzeczają. Dziewczynka chciałaby się cały czas bawić, nie mieć zmartwień i obowiązków, a ponieważ rodzice jej na to nie pozwalają, postanawia wysłać ich na inną planetę. Z kosmetyków mamy i taty tworzy magiczny "ekliksir", wymyśla zaklęcia i Matylda z Kazimierzem znikają (za niebieskim materiałem). Motyw ten (marzenie pozbycia się rodziny na rzecz wolności i swobody) znany jest dobrze z kultowego filmu "Kevin sam w domu". I choć chwilowo Migawka skacze z radości (na telebimach projekcja-złudzenie, w której bohaterka biega po budynku teatru), to już za moment wraca z płaczem, woła rodziców, jest zrozpaczona. Jak zawsze pomocny Pomagalski podpowiada dziewczynce, że musi po prostu rodziców znaleźć. 

(...)

[Całość można przeczytać tu.]

piątek, 25 maja 2012

W paru słowach...

Dawno mnie tu nie było w sposób czynny. Biernie przyglądałam się nowościom na innych blogach. Właściwie sama tego nie rozumiem, ale przyszła jakaś blokada i ciężko było mi ją złamać. Z jednej strony winiłam za to marazm zimowo-przedwiosenny, a z drugiej - uczelnianą gorączkę. Prawda jest gdzieś pomiędzy pewnie. Ta przerwa od bloga była jednakże ożywcza, bo teraz czuję zupełnie świadomie, jak ważna to część mojego życia. I nie chcę jej już więcej zaniedbywać. Mimo pracy, mimo nauki. Muszę dbać o ten mój zakątek, taki prawdziwie mój.

Dziś będzie trochę w skrócie. Chcę Wam opowiedzieć o dwóch ważnych dla mnie książkach, które ostatnio czytałam. Za kilka dni dodam jakieś filmowe refleksje, a chwilę potem dojdą najnowsze wieści z moich teatralnych spotkań. Wróciłam nareszcie i w pełni. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze o mnie pamięta i wybaczy mi milczenie? :)

Olga i Piotr Morawscy
Od początku do końca
 Wydawnictwo: National Geographic
Stron: 312

To trudna książka. Powstała na bazie dzienników z podróży Piotra Morawskiego (pisałam o nim w październiku przy okazji Gór na opak). Te relacje uzupełniła swoimi wspomnieniami jego żona - Olga. Do tego dochodzą zdjęcia - te z wypraw i te zupełnie prywatne. Czytałam tę książkę raz z uśmiechem, raz ze złością, a najczęściej ze łzami w oczach. Właściwie po przeczytaniu 3/4 książki za jednym zamachem, odłożyłam ją na kilka tygodni na półkę. Dlaczego? Bo wiedziałam, że ta podróż zbliża się do końca. Podróż Piotra. Ciężko było go "uśmiercić", ciężko było czytać wspomnienia Olgi z najtrudniejszego dla niej okresu. Szczerze polecam tę pozycję, bo znajdziecie tu historię pięknej miłości, ale i miłości szalenie wymagającej.

Kathryn Stockett
Służące
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Wydawnictwo: Media Rodzina
Stron: 581

Gdy myślę o tej książce, to na usta cisną mi się same słowa, których powinno się w recenzjach wystrzegać, bo są zbyt ogólne i nie znaczą nic konkretnego. Ale co zrobić, gdy właśnie "niesamowita", "niezwykła", "fantastyczna", "genialna", "wyjątkowa", "poruszająca" najlepiej oddają moje odczucia w stosunku do debiutu Kathryn Stockett? To historia trzech odważnych kobiet, które postanowiły zmienić swoją rzeczywistość. Autorka dotyka problemu segregacji rasowej w latach sześćdziesiątych na amerykańskim Południu. Skeeter, Aibileen i Minny to wyraziste postaci. Każda z nich ma swoje tajemnice, swoje przywary. Każda mówi innym językiem (co świetnie oddała Stockett w stylu poszczególnych rozdziałów), ale mówią o tym samym i to jest najważniejsze. Służące to niezwykły przypadek, gdy człowieka porusza zarówno książka, jak i film. Dlatego zachęcam do przeczytania książki i obejrzenia filmu. Obu rzeczy, ale dokładnie w tej kolejności.