niedziela, 30 października 2011

"Góry na opak, czyli rozmowy o czekaniu" - Olga Morawska.


Wydawnictwo: National Geographic
Stron: 330

Generalnie wydaje mi się, że mam dość duży zasób słownictwa, ale trafiają się takie książki, które uzmysławiają mi, że ten zasób słów jest jednak ubogi. Po prostu brakuje mi odpowiednich wyrażeń, które mogłyby oddać to, co chcę przekazać. O niektórych książkach ciężko mówić, żeby nie wpaść w banał, a oddać istotę rzeczy. I właśnie do takich książek należy najnowsze literackie "dziecko" Olgi Morawskiej.

Mężem Olgi był Piotr Morawski - znany polski himalaista, który zginął w 2009 roku podczas kolejnej wyprawy. Pozostawił żonę i dwójkę małych synów. Olga to niezwykła kobieta, która każdego dnia walczy o to, aby jej dzieci miały szczęśliwe życie i aby ludzie pamiętali o jej mężu. Podejmuje się wielu wyzwań i projektów, a do najświeższych sukcesów należy właśnie książka Góry na opak, czyli rozmowy o czekaniu.

Pomysł na Góry... zaczął się od zdjęć. Pięknych zdjęć Piotra, które Olga początkowo chciała wydać w formie albumu, ale doszła do wniosku, że kolejny górski album nie trafi do ludzi w odpowiedni sposób i trzeba obrazy uzupełnić słowami. I uzupełniła. Przeprowadziła wywiady z dziesięcioma osobami, które tak jak ona żyły w cieniu gór, gdyż ich bliscy (mężowie, bracia, siostry, dzieci) byli zapalonymi taternikami, himalaistami, alpinistami. O swoich rodzinach opowiadają zarówno ci, którym góry zabrały najbliższych już na zawsze, jak i ci, których ukochani wciąż wyjeżdżają na wyprawy i ryzykują życie. Te rozmowy są pełne mądrości. Znajdziecie tu miłość, pasję, poświęcenie, czekanie. Nawet osoby, które nie interesują się zupełnie górami, powinny odkryć w tej książce coś dla siebie. Możemy nauczyć się od bohaterów wywiadów, jak żyć i jak kochać, nawet wtedy, gdy nie jesteśmy najważniejsi czy po prostu jedyni.

Ja uwielbiam góry, ale czysto rekreacyjnie. Cieszę się jednak, że mogłam dzięki tej książce dowiedzieć się trochę więcej o górach, o wspinaniu. Niezwykłe były porównania tego, jak wyglądały wyprawy kiedyś, a jak teraz. Dawniej sprzęt był lichy, ubrania himalaiści szyli sobie sami, a kontakt z rodziną? List raz na miesiąc i to przy dużym szczęściu. Ale wszyscy rozmówcy podkreślają, że w tamtych (trudnych przecież) czasach członkowie wyprawy mogli liczyć na siebie w stu procentach. Byli drużyną, byli przyjaciółmi. Dziś sprzęt jest świetny, z rodziną można być w stałym kontakcie (ale też niestety z całym światem, za czym rodziny nie przepadają), ale poczucie braterstwa jakby osłabło. Teraz większość stawia na indywidualne sukcesy.

"Przyjaciela nigdy nie zostawia się samego w górach - nawet wtedy, kiedy jest bryłą lodu." (Jerzy Wawrzyniec Żuławski)

Książka jest pięknie wydana. Każda rozmowa poprzedzona została zarysem biografii i zdjęciami bohatera danej rozmowy. A kolejne wywiady są poprzedzielane zachwycającymi fotografiami Piotra Morawskiego. Oglądamy góry jego oczami...

Dla mnie ta książka była wyjątkowa, ponieważ pożyczyła mi ją koleżanka, której chłopak od wielu lat jeździ na wyprawy. Na początku były tylko Tatry, ale teraz wybiera coraz poważniejsze góry. Podziwiam O. za to, że nie walczy z tą ryzykowną pasją, ale przyjmuje to, co przynosi jej życie. Wiem i widzę, że jest jej ciężko, ale ona ma tą świadomość, że z górami nie wygra i jeśli chce być dalej ze swoim ukochanym, to musi znaleźć w sobie siłę, dużo cierpliwości i zrozumienie.

Polecam z całego serca!
Moja ocena: 6/6
(nie jestem obiektywna, przyznaję)

środa, 26 października 2011

"Madame Hemingway" - Paula McLain.


Tłumaczenie: Anna Rojkowska
Wydawnictwo: Bukowy Las
Stron: 397

A teraz szczerze: ręka w górę, kto kojarzył Ernesta Hemingway'a wyłącznie jako starszego, brodatego pana, autora Starego człowieka i morze? Oczami wyobraźni możecie zauważyć moją, wyciągniętą jak struna, rękę.

Madame Hemingway to fascynująca książka. Autorka przenosi czytelnika do Paryża lat 20., z niezwykłą dokładnością oddając charakter tamtych czasów oraz życie artystycznej bohemy. Historia została przedstawiona z perspektywy Hadley - pierwszej żony (paryskiej żony jak mawiali niektórzy, stąd tytuł oryginału - The Paris Wife) znanego, amerykańskiego pisarza, Ernesta Hemingwaya.

Jednak żaden ze znanych artystów nie stał się popularny z dnia na dzień. Droga Ernesta do sławy była dość trudna, okupiona ciężką pracą, wyrzeczeniami. Artyści nie są łatwymi we współżyciu ludźmi, a artyści niespełnieni - szczególnie. Hemingway miał jednak to, czego nie miała większość jego znajomych - miłość oraz kobietę, która tą absolutną miłością go darzyła. Hadley, starsza od pisarza o osiem lat, była mu opoką. Żyła właściwie dla niego i nie chciała nic poza szczęściem rodzinnym, ale Ernest był wolnym ptakiem i rodzinna rutyna go dusiła... Potrzebował wrażeń, świeżości, historii. Doprowadził w końcu do patowej sytuacji - jednocześnie zniżając się do paryskich standardów - żył przez parę miesięcy w trójkącie z żoną i kochanką, raniąc obie i siebie samego.

Zanim jednak dojdzie do tego, to Hadley opisuje początki znajomości z Ernestem, pierwsze lata ich małżeństwa, jego literackie boje, narodziny syna, paryskie przyjaźnie. Kiedy na horyzoncie pojawia się Pauline, akcja jakby nabiera tempa. Książka ta jest pełna emocji, bo przecież główna bohaterka to kobieta, która kocha za bardzo, a to samo w sobie wydaje się skomplikowane i...żałosne. Muszę przyznać, że ciężko było mi zrozumieć Hadley w ostatnich miesiącach jej związku z Ernestem. Wszystkie karty zostały odkryte, a ona mimo to nadal trwała w tej chorej, toksycznej sytuacji. Jemu oczywiście się wydawało, że tak się da żyć, jeśli tylko wypracują pewne reguły i nie będą zbyt wiele na ten temat rozmawiać. Na szczęście Hadley powiedziała dość i mój szacunek do niej powrócił. Choć w sumie - cóż ja mogę wiedzieć...

Madame Hemingway należy do książek, których nie odłożysz na półkę, póki nie przeczytasz ostatniego zdania. Mój dzisiejszy dzień należał do Hadley. I do Ernesta. I do Paryża lat 20. Najbardziej niezwykłe jest w tym wszystkim to, że zdarzyło się naprawdę. Jestem wdzięczna Pauli McLain za tę historię. Postanowiłam wypożyczyć książki Hemingway'a, których trudne powstawanie opisała Hadley. Postanowiłam też przeczytać biografię Ernesta i dowiedzieć się więcej o jego życiu po rozwodzie ze swą "paryską żoną" (żon było potem jeszcze trzy). Najzwyczajniej w świecie nie mogę przestać myśleć o ludziach, których dziś poznałam...

Podsumowując: piękna i prawdziwa historia, znakomicie oddany klimat powojennego Paryża (a szczególnie spotkań towarzyskich cyganerii artystycznej i lejące się hektolitry alkoholu), wciągająca narracja, lekkość słów, stopniowanie napięcia oraz mnóstwo ciekawostek dla fanów różnych pisarzy (w tym na przykład - Scott Fitzgerald Wielki Gatsby czy James Joyce Ulisses). Mówiąc krótko: polecam!


Moja ocena: 6/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Bukowy Las.

 Hadley i Ernest 
1922

wtorek, 25 października 2011

"Portret Doriana Graya" - Oscar Wilde.


Tłumaczenie: Maria Feldmanowa
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Stron: 254


O tej książce słyszałam dużo w związku z jej niedawną ekranizacją. Filmu nie widziałam, gdyż mam taką niepisaną zasadę - najpierw przeczytaj, potem oglądaj. Kiedyś tę zasadę pominęłam i w sumie dobrze się stało, ale to już inna historia...

Twórczość Wilde'a to klasyka, dlatego cieszę się, że nareszcie uzupełniam luki w swym czytelniczym wykształceniu. Uwielbiam historie z XIX wieku i muszę przyznać, że Portret Doriana Graya porwał mnie od pierwszych stron. Czytałam książkę w każdej wolnej chwili i nawet nie przeszkadzało mi to, że trafił mi się wyjątkowo nieatrakcyjny egzemplarz - cały rozpadający się, nieudolnie posklejany. Całe szczęście, że miał wszystkie strony, bo tego bym nie zniosła!

Książka jest zapisem przemiany młodego, nieskażonego życiem chłopca w bezwzględnego, zimnego potwora. Dorian zaprzedał duszę diabłu w zamian za wieczną młodość. Pozazdrościł swemu idealnemu wizerunkowi na obrazie i wypowiedział słowa, których później gorzko żałował:

"Jakie smutne! Ja się zestarzeję i będę brzydki i odpychający. Ale portret ten zawsze pozostanie młody. Nigdy nie będzie starszy niż w dzisiejszym czerwcowym dniu. Gdybyż mogło być przeciwnie! Gdybym ja pozostał wiecznie młody, a obraz się starzał! Wszystko bym za to oddał, wszystko! Tak, nie ma nic na świecie, czego bym za to nie oddał. Oddałbym duszę własną!"

Obserwujemy, jak z biegiem lat Dorian staje się coraz bardziej okrutny, jak zachłannie używa życia. W plotki o jego złych postępkach nikt nie chce uwierzyć, wszak twarz jego jest wciąż  nieskalana, niewinna, delikatna, a przecież grzechy powinny zostawić jakikolwiek ślad w człowieku. Te ślady Dorian skrzętnie ukrywa w zamkniętym pokoju. Tam też schował swój obraz, na którym widać postępujący upadek jego duszy. Obraz nie tylko się starzeje, ale i odzwierciedla całą podłość Doriana. Budzi prawdziwe przerażenie.

Bardzo podobał mi się pomysł na tę książkę i fantastycznie się ją czytało, dzięki niezwykłemu stylowi autora. Może tylko kilka momentów było mniej interesujących, ale tak czy siak - Wilde mnie kupił. Samego Doriana nie polubiłam. Moim ulubionym bohaterem pozostał lord Henryk, który sypał mądrościami z rękawa. Właściwie każda jego wypowiedź była aforyzmem, dla przykładu:

"Prawdziwa piękność kończy się tam, gdzie zaczyna się intelektualizm."

"Naturalne zachowanie nie jest niczym innym jak pozą, i to pozą najbardziej drażniącą ze wszystkich, jakie znam."

"Najpowszedniejsza rzecz zyskuje urok, gdy się ją zachowuje w tajemnicy."

"Lubisz wszystkich, to znaczy, że wszyscy są ci obojętni."

"Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej".

I można by tak cytować bez końca... 

Nie podobało mi się chyba tylko jedno tak naprawdę, a mianowicie pomysł na rozwiązanie wątku z James'em Vane'em. Spodziewałam się czegoś lepszego. Generalnie jednak uważam spotkanie z panem Wilde'm za niezwykle udane.

Moja ocena: +5/6

niedziela, 23 października 2011

"Okno z widokiem" - Magdalena Kordel.

Wydawnictwo: SOL
Stron: 302

Wystarczy spojrzeć na okładkę Okna z widokiem, a już nie ma się wątpliwości, że będzie miło, ciepło, bezpiecznie. Jak u babci. Bo właśnie do babci ucieka główna bohaterka, Róża - pracownik naukowy, archeolog,  gdy zostaje oskarżona o romans ze studentem. Babcia Matylda mieszka w pięknym sudeckim miasteczku o wdzięcznej nazwie - Malownicze. To miejsce jest Róży bardzo bliskie, wszak tu spędziła swoje dzieciństwo, tu zawarła pakt z diabłem i tu zaprzyjaźniła się ze św. Antonim.

Bohaterka szybko zapomina o zawodowych problemach i bez reszty oddaje się ratowaniu Malowniczego i kapliczki św. Antoniego, która stoi na rozstaju dróg. A ratować trzeba czym prędzej, bo bardzo nieprzyjemny typ - Walczak - ma zamiar wykupić ziemię przy kapliczce i postawić tajemnicze hale. Na pomoc Róży przychodzi cudowny starszy pan - profesor Rajtczak, który za pomocą małego fortelu, sprowadza na badania terenowe studentów archeologii.

W Malowniczym poznajemy wielu (nie)zwykłych mieszkańców, jak dowcipnego proboszcza, jego gospodynię Dorotę, babcię i dziadka Róży, Ryśka, który niezbyt rozsądnie wprowadzi zamęt w głowie głównej bohaterki, a także właścicielkę pensjonatu Uroczysko - Maję (Uroczysko to wcześniejsza książka Magdy Kordel, ale mi póki co nieznana), Józefa, czyli historyka-amatora a także Błażeja - właściciela najlepszej knajpy w miasteczku - Piątego Koła. Postaci jest oczywiście jeszcze więcej, a każda charakterystyczna i sprawnie nakreślona w tym niedługim przecież utworze.

Co mi się najbardziej podobało w tej książce? Książce, trzeba przyznać, prostej w odbiorze, z nieskomplikowaną fabułą, przewidywalnym zakończeniu i mało wyszukanej narracji? Przede wszystkim nastrój. Podczas czytania odprężałam się i oczami duszy spacerowałam razem z Różą po malownickich dróżkach. Uwielbiam małe miasteczka, a małe miasteczko położone w górach uwielbiam tym bardziej. Poza tym tak samo jak Róża uwielbiam swoją babcię, która podobnie do Matyldy ma trudny charakter, ale wielkie serce. Bardzo też podobał mi się pomysł wprowadzenia wątku akademickiego, studenckiego. Najzabawniejsze jest to, że w dniu, gdy zaczęłam czytać tę książkę, rozmawiałam z moim dawnym znajomym, studentem archeologii, o jego studiach i wakacyjnych badaniach terenowych. Podczas czytania uśmiechałam się sama do siebie z tego zbiegu okoliczności. Cieszę się też, że autorka oszczędziła nam słodkiego romansu, a skupiła się na próbie ratowania Malowniczego. Moim ulubionym bohaterem zostaje bezapelacyjnie profesor Rajtczak, którego Róża określiła, jako "niespotykanie spokojnego człowieka". Ja tak zawsze mówię o moim tacie.

Jeśli ktoś potrzebuje w tym momencie wyszukanej historii, zaskakującej i trzymającej w napięciu, to Okno z widokiem nie jest dla niego. Ale jeśli macie ochotę na chwilę (bo czyta się błyskawicznie) relaksu, uśmiechu, małomiasteczkowego klimatu. Jeśli chcecie mile spędzić kolejny jesienny wieczór, to jak najbardziej polecam. Może po lekturze również odnajdziecie swoje okno z widokiem...

Moja ocena: +4/6
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa SOL.

poniedziałek, 17 października 2011

"Wycieczka na tamten świat" - Anna i Siergiej Litwinowie.


Tłumaczenie: Aleksandra Stronka
Wydawnictwo: Oficynka
Stron: 311


Takiej książki w tej chwili potrzebowałam. Trochę kryminału, trochę komedii. Dużo akcji, dużo dynamiki. Ciekawa i wciągająca historia, a do tego wszystko w rosyjskiej oprawie. Mogę już na początku zapewnić, że czas spędzony przy Wycieczce na tamten świat nie był czasem straconym.

Podczas zwykłego lotu do Archangielska skrzyżują się drogi trzech bohaterów: Tani - pięknej i lubiącej pieniądze amatorki skoków spadochronowych, Dimy - goniącego za sensacją młodego dziennikarza i Igora - karcianego bystrzaka, który kryje w sobie pewną tajemnicę... Samolot cudem uniknie katastrofy, po tym jak na pokładzie zostaną podłożone świece dymne. Za próbę zamachu terrorystycznego zostanie oskarżana wcześniej wspomniana trójka, która ze spadającego (jak mniemają) samolotu ewakuuje się przy pomocy dwóch spadochronów. Akcja w tym momencie nabierze tempa. Bohaterów zacznie ścigać nie tylko policja, ale również mafia, a na dodatek Tania i Dima zaczną podejrzewać, że to Igor ich we wszystko wplątał. 

Jaką tajemnicę, kryje w sobie Igor? Czy nasi bohaterowie uciekną za granicę, czy jednak zostaną złapani przez policję bądź gangsterów? O co toczy się cała gra? Pewnie, że nie zdradzę, bo po co odbierać frajdę z czytania. Zagadka nie jest być może zbyt wyrafinowana, ale chyba też nie do takiej pretenduje. Wiele rzeczy w tej książce mi się podobało. Przede wszystkim narracja prowadzona w bardzo filmowy, migawkowy sposób, a więc praktycznie co akapit, to inny bohater (wbrew pozorom nie ma w tym chaosu, tylko czasem te rosyjskie nazwiska mieszają się w głowie) i inna sytuacja. Fabuła, trochę odrealniona, ale z drugiej strony bardzo na czasie. Bohaterowie - szczególnie Igor. Brak nachalnego wątku miłosnego między główną trójką. Klimat Rosji. No i generalnie szybko dałam się wciągnąć w tę historię, a strony same jakoś uciekały. 

Nigdy wcześniej nie czytałam powieści, napisanej przez dwóch autorów, a w tym przypadku mamy do czynienia z rodzeństwem pisarzy i muszę przyznać, że bardzo jestem ciekawa, jak wygląda takie wspólne pisanie książki. Nie sądzę, żeby każde pisało swoje epizody, a potem je przemieszało, raczej nad każdym akapitem pracowali wspólnie, bo stylistycznie wszystko do siebie pasuje. Nie ma zgrzytów. 

Co mi się nie podobało? Zdecydowanie okładka. Jakaś taka tendencyjna i kiczowata. A także pewna niekonsekwencja - Igor w opisie z tyłu okładki i na początku powieści zwany jest Iwanem, czego zupełnie nie rozumiem. No i trochę myliły mi się te rosyjskie imiona i nazwiska, ale to pewnie zależy indywidualnie od czytelnika. A nazwanie Tani "poszukiwaczką przygód" (również opis z okładki) wydaje mi się nadużyciem... 

Wycieczka na tamten świat jest pierwszą powieścią z cyklu, którego bohaterką ma być właśnie Tania. Z przyjemnością przeczytam kolejne części!


Moja ocena: 5/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Oficynka.

poniedziałek, 10 października 2011

"Modżiburki dwa" - Mirosław Sośnicki.


Wydawnictwo: MTM
Stron: 274

Ta książka intrygowała mnie od jakiegoś czasu swoim tytułem, który z jednej strony wydawał mi się tajemniczy, a z drugiej - po prostu dziwaczny. Modżiburek to neologizm autora, określenie, które już zawsze będzie mi się kojarzyło z miłością, z cudami miłości w codziennym życiu.

Bo to jest właśnie opowieść o miłości. Pięknej miłości, która przytrafiła się dojrzałym już ludziom. Poznajemy historię uczucia Modżiburka Większego (mężczyzny) i Modżiburka Malutkiego (kobiety) - ich pierwszego spotkania, codziennego życia i (na samym końcu) niedalekiej przyszłości... Właściwie ciężko jest pisać o tej książce, bo jest bardzo intymna. Momentami miałam wrażenie, że nie powinnam tych wszystkich rzeczy wiedzieć, o których się dowiedziałam... Czułam, że podglądam czyjeś życie, czyjś magiczny świat, w którym rządy sprawuje niezwykła miłość. Czułam się chyba chwilami zwyczajnie zawstydzona. Ale podziwiam odwagę autora, że postanowił podzielić się ze światem swoim prywatnym życiem, że dał nam klucz do swojego domu, do mikroświata Modżiburków.

Od Modżiburków można się nauczyć okazywania miłości, czułości w drobnych gestach, w codziennych sytuacjach. I to jest oczywiście wartościowe. Ale nie do końca przekonuje mnie styl tej książki (którą, swoją drogą, czyta się błyskawicznie) - krótkie zdania, mało dialogów, powtórzenia... Mimo wszystko cieszę się, że poznałam Modżiburków i że przypomniałam sobie o tych najprostszych prawdach, które liczą się w życiu. 

A Większemu i Malutkiemu życzę mnóstwo niekończącego się szczęścia!


Moja ocena: +4/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MTM.

***

Kochani, zauważyłam pewną tendencję, która dotknęła wiele blogów, i przed którą mój również nie ucieknie... A mianowicie - rozpoczęcie roku akademickiego równa się: więcej obowiązków i mniej czasu dla świata blogowego. Przepraszam Was za to, że nie zawsze znajduję chwilę na komentowania każdego nowego posta i na częste dodawanie recenzji u siebie. Staram się godzić wszystkie obowiązki jak najlepiej, ale nie zawsze wychodzi tak, jakbym sobie życzyła... Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone.

poniedziałek, 3 października 2011

"Przełamać noc" - Liz Murray.


Tłumaczenie: Arkadiusz Belczyk
Wydawnictwo: Wydawnictwo Rodzinne
Stron: 435

Jeśli zdarzyło ci się narzekać, że na obiad była zupa, a nie ulubione schabowe. Jeśli pokłóciłeś się z rodzicami, ponieważ nie chcieli ci kupić nowej komórki. Jeśli ściągałeś na klasówce, bo zamiast się uczyć, grałeś w grę komputerową. Jeśli wyrzuciłeś jedzenie do kosza, bo ci nie smakowało. Jeśli swoje nieróbstwo, lenistwo czy przestępstwa tłumaczysz trudną sytuacją rodzinną. Jeśli nie doceniasz tego, co masz. Jeśli wydaje ci się, że nie możesz zmienić swojego życia na lepsze. Jeśli potrzebujesz inspiracji.

To jest książka dla ciebie.

"Łamanie nocy" w slangu miejskim oznacza przetrwanie bez snu aż do świtu. Liz Murray wiele razy łamała noce, gdy w wieku piętnastu lat została bez dachu nad głową. Dla mnie ten tytuł ma też inne znaczenie - Liz ostatecznie przełamała mrok, w którym żyła i otworzyła się na jasność, a jasność otworzyła się na nią.

Trzydziestojednoletnia dziś autorka to dziecko narkomanów. Rodzice bardzo kochali małą Liz i jej starszą siostrę Lisę, ale byli zbyt słabi, żeby zerwać z uzależnieniem. Ta książka jest szczegółową autobiografią niezwykłej dziewczyny, już kobiety, która mimo wielu przeciwności losu, wielu mniejszych i większych tragedii, postanowiła skończyć liceum i pójść na studia. W tym pomógł jej "New York Times", który opłacił naukę Liz na Harvardzie w ramach programu stypendialnego.

Nie będę streszczać fabuły, bo to Liz wam najlepiej o wszystkim opowie. Przeprowadzi was przez swoją trudną drogę z ulicy na renomowaną uczelnię. Da lekcję wybaczania, przetrwania. Uświadomi, że "życie każdego z nas ma taki sens, jaki mu sami nadamy". Po prostu - pokaże, jak przełamać nawet najciemniejszą, najtrudniejszą noc.

Nie umiem być obiektywna wobec tej książki. Nie umiem być obiektywna wobec Liz i jej historii, którą poznałam najpierw za sprawą filmu Homeless to Harvard (na marginesie - bardzo polecam, choć książka działa intensywniej, głębiej). Nie umiem nawet pisać o tej książce, bo coś w środku wciąż mnie ściska. Wiem jedno - to i dobra książka, i ważna. Uświadamia, że mimo niełatwej, a nawet bolesnej przeszłości nadal może czekać nas piękna przyszłość. Trzeba tylko dać sobie szansę i uwierzyć, że wszystko jest możliwe.

Moja ocena: 6/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Rodzinnego.