wtorek, 27 grudnia 2011

Trochę nowości z Gosławowej półki...


Pojawiło się u mnie trochę nowości. Czekam jeszcze na jedną książkę, a dwie inne czytam.

Od dołu:
  • Mansfield Park Jane Austen - do recenzji od Wydawnictwa Zielona Sowa; znam film, czas na książkę;
  • Sekretnik Katarzyna Michalak - wygrana w konkursie zorganizowanym przez panią Kasię Michalak;
  • Opowieści o Niewidzialnym Eric-Emmanuel Schmitt - znalezione pod choinką;
  • Wiktoriańska Herbaciarnia Debbie Macomber - do recenzji od Wydawnictwa Mira & Harlequin;
  • Pióropusz Marian Pilot - Nike 2011, wygrana w konkursie zorganizowanym przez toruński miesięcznik kulturalny "Ikar";
  • Idiota Fiodor Dostojewski - do recenzji od Wydawnictwa Zielona Sowa; czas uzupełnić luki w klasyce!
Zastanawiam się nad jakimś twórczym konkursem dla Was, ale póki co - nic mądrego nie wymyśliłam. :)


piątek, 23 grudnia 2011

Wesołych Świąt!


Kochani!

Życzę Wam cudownych, spokojnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia. Niech ten wyjątkowy czas będzie dla Was momentem wytchnienia we wciąż zabieganym życiu. Nacieszcie się swoimi bliskimi, zrelaksujcie się, naładujcie pozytywną energią na nadchodzący rok... A w tym Nowym Roku życzę Wam wielu, wielu przeczytanych książek i chęci na więcej!

Wesołych Świąt!

środa, 21 grudnia 2011

"Letnie przesilenie" - Robyn Carr


Tłumaczenie: Anna Bieńkowska
Wydawnictwo: Mira & Harlequin
Stron: 332

Są dwa typy książek (no dobra, jest ich więcej, ale skupmy się na tych dwóch), które zawsze będą mnie wzruszać i chwytać za serce, choćby nie wiem, jak bardzo były kiczowate i banalne. Po pierwsze - książki o zwierzętach, ale oczywiście fabularne, nie - przyrodnicze. Po drugie - książki o przyjaźni. Letnie przesilenie należy do tego drugiego typu i już po opisie z okładki czułam, że zatracę się w tych trywialnych historiach bez reszty...

Cassie, Julie, Marty i Beth to cztery przyjaciółki, które zbliżają się do magicznej trzydziestki. Każda z nich jest na innym etapie życia, w innej sytuacji sercowej, finansowej, zawodowej. Nie zamierzam streszczać fabuły, bo choć książkę czyta się świetnie, to nie o treść samą w sobie tu chodzi. Może to kogoś zadziwi, ale ja dzięki tej książce dowiedziałam się wiele o własnym życiu, podejściu do życia, błędach, które ciągle popełniam.

Bohaterki stworzone przez Robyn Carr uświadomiły mi, że nie ma sensu zazdrościć drugiemu człowiekowi lepszej sytuacji finansowej, wyglądu, kariery, bo prawda jest taka, że wszyscy przeżywamy swoje większe i mniejsze tragedie, a to co z wierzchu może wydawać się piękne i idealne, to w środku gnije, boli, zawstydza. Spojrzałam prawdzie w oczy i przyznałam sama przed sobą, że niestety, ale posiadam tę okropną wadę, jaką jest zazdrość. Ale ta zazdrość jest bezsensowna, bo mi samej nie pozwala się rozwijać i cieszyć z rozwoju, a o innych ludziach (tym, którym zazdroszczę) stwarza błędne wyobrażenie. Wyniosłam niezwykłą lekcję z tej lektury, dlatego uważam, że to był dobrze wykorzystany czas.

W jakiś sposób najbliższa (i wzbudzająca najsilniejsze emocje) była mi postać Julie. Kobieta wyszła za mąż za swą licealną miłość, szybko została mamą i szybko też proza życia ją przytłoczyła, a problemy finansowe zmusiły do dramatycznych decyzji. Współczułam jej szczerze i jednocześnie kibicowałam tej rodzinie.

Historie o przyjaźni utwierdzają mnie w przekonaniu, że jest to najważniejsze z uczuć, jakich w życiu doświadczamy. Prawdziwa przyjaźń nie jest na wagę złota, ona jest bezcenna. Niestety nie każdy z nas ma takie szczęście jak bohaterki Letniego przesilenia...

Podsumowując: książkę przeczytałam błyskawicznie. Odebrałam ją bardzo osobiście, bardzo emocjonalnie i nawet drobne błędy w korekcie (pomylone imiona) nie odebrały mi przyjemności ze spotkania z Robyn Carr. Mam nadzieję, że mojej bratowej również przypadnie do gustu ta książka, bo znajdzie ją pod choinką...

Moja ocena: +4/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mira & Harlequin.

***

Bardzo Was przepraszam za ostatnie milczenie. Wpadłam w zimowy sen, a dokładniej w dziwny stan marazmu, z którego nie mogę się ciągle wyzwolić. Mam nadzieję, że te święta przywrócą mnie światu. Temu blogowemu też.