Tłumaczenie: Anna Stefanik
Wydawnictwo: Promic
Stron: 167
Wyobraźcie sobie taką sytuację... Zakochaliście się bez reszty, jesteście młodzi i szaleni. Rodzice nie zgadzają się na Wasz związek, więc decydujecie się na dziecko. Wydaje Wam się, że już teraz nic nie stanie na przeszkodzie, a tu okazuje się, że... Jesteście rodzeństwem!
Tak właściwie zaczyna się historia Marii i Karola, dwójki nieszczęśliwie zakochanych przyszłych rodziców, pochodzących z małego niemieckiego miasteczka. Cóż pozostaje im zrobić? Jedynie uciec z kraju, żeby ich dziecko mogło żyć normalnie, bez ciążącej nad nim hańby. Młodzi postanawiają popłynąć do Ameryki i tam stworzyć nowy dom. Po drodze spotyka ich wiele przygód, czasami wręcz przerażających. Tonie statek, którym płyną, Karolowi grozi szubienica, Indianie podpalają ich dom... Droga do szczęścia tej doświadczonej przez los pary jest długa i wyboista, ale na końcu czeka nagroda.
Tytuł książki jasno wskazuje na główną postać tej historii. Maria jest silniejsza od Karola. To ona cały czas stara się walczyć o ich rodzinę, jest nawet gotowa zapomnieć o pokrewieństwie i żyć z ukochanym mężczyzną jak mąż i żona. Wbrew ludziom, wbrew Bogu. Jednak się powstrzymuje. Czyta Biblię i rozmawia z Bogiem, a raczej robi Mu wymówki. Jest przy tym bardziej ludzka niż Karol. On trzyma dystans od samego początku, mimo to ani na chwilę nie opuszcza Marii i dziecka. Czuje się za nich odpowiedzialny.
Książka jest krótka i pisana językiem dość konkretnym. Postaci nie zostały niestety przez autora pogłębione psychologicznie, a szkoda, bo sama fabuła jest niezwykle intrygująca. Siłą rzeczy wydarzenia postępują bardzo szybko i są ledwo zaznaczone. Marię czyta się dobrze, ale za każdym razem, gdy czytelnik wciąga się w jakąś sytuację, zaciekawia, to nagle następuje "zmiana dekoracji". Mam wrażenie, że przez to nie zdążyłam poznać dwójki głównych bohaterów, ani wczuć się w tę historię. Nawet brakowało mi dla nich współczucia, bo wydawali się tacy obcy i nierealni. Styl Worma nie każdemu może przypaść do gustu, jednak dla mnie było to coś nowego, a każde nowe spotkanie jest dla człowieka w pewien sposób odświeżające.
Ta historia posiada też swoisty morał, który mówi o tym, aby nie wątpić w Boga i jego plany względem nas, nawet jeśli wydaje się, że "tam u góry" o nas zapomniano...
Moja ocena: 4/6
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Promic.