niedziela, 9 grudnia 2012

"Tak to się kończy" - Kathleen MacMahon


Tłumaczenie: Ewa Pater
Wydawnictwo: Bukowy Las
Stron: 375

Bo tak to już jest z tą miłością, że przychodzi wtedy, gdy najmniej się jej spodziewamy. I nieważne czy masz lat piętnaście, czy pięćdziesiąt - miłość to miłość. Działa bez zasad, czasem bez granic, przeważnie wbrew rozsądkowi. Addie i Brunonowi - głównym bohaterom Tak to się kończy - miłość się po prostu przytrafiła. Każde z nich było już po różnych życiowych przejściach, wszak ludzi czterdziesto- i pięćdziesięcioletnich nie można nazwać niedoświadczonymi podlotkami. Nie planowali tego związku, nie planowali takiego uczucia. Ale uczucie przyszło samo, zadomowiło się na dobre i zostało już do końca.

Tak to się kończy do debiutancka powieść Kathleen MacMahon - irlandzkiej dziennikarki telewizyjnej i radiowej. Akcja książki została umiejscowiona - co wcale nie dziwi - w Irlandii. Jest jesień 2008 roku, zbliżają się wybory w Stanach Zjednoczonych, a Bruno - były finansista, zagorzały zwolennik Baracka Obamy - postanawia tę wyborczą gorączkę przeczekać w ojczyźnie ojca, więc wyjeżdża do Irlandii. To pierwsza podróż mężczyzny do tej ziemi, dlatego pragnie podążyć śladami ojca, poznać jego rodzinę, bliskie mu miejsca i uzupełnić pełne luk drzewo genealogiczne. Addie okazuje się jego krewną, jednak na tyle dalekiego stopnia, że związek nie budzi kontrowersji. Kobieta przechodzi akurat trudny czas w życiu (rozstanie z poprzednim partnerem, osobisty dramat i utrata pracy), a do tego ma na głowie Hugh - ojca (i jego dwie ręce w gipsie) o charakterze co najmniej niełatwym. 

Historia biegnie dość spokojnie, bohaterowie zakochują się w sobie coraz bardziej, Obama wygrywa wybory, Bruno nie wspomina o wyjeździe, Addie nie pyta. Gdzieś po drodze wychodzi na jaw kilka rodzinnych tajemnic, mówi się trochę o procesie wytoczonym Hugh, który jest lekarzem. I niby jest dobrze, ale w powietrzu od początku coś "wisi". Właściwie bardzo szybko czytelnik domyśla się, że nie będzie "happy endu". I rzeczywiście - po przewróceniu ostatniej strony zaskoczenia nie ma. Bo to prawdę mówiąc zupełnie prosta opowieść. Całkowicie przewidywalna. Ładnie została ukazana miłość ludzi dojrzałych, ale - jak dla mnie - bez większych wzruszeń. Zakończenie powinno pewnie mnie skłonić do uronienia choć jednej łzy, jednak nic podobnego nie miało miejsca. Może po prostu zbyt wiele o podobnych zakończeniach słyszymy w życiu codziennym? Może gdyby była to historia na faktach? Kto wie. Główni bohaterowie w moim odczuciu są dosyć bezbarwni, nijacy. Za najciekawszą postać (posiadającą skrajny charakter, kryjącą najwięcej tajemnic, budzącą różne emocje) należy uznać Hugh. Osobiście przywiązałam się do niego i do Loli - ukochanej suczki Addie. Czuję też niedosyt w kwestii drzewa genealogicznego, którym zajmował się Bruno. Naprawdę liczyłam na jakieś spektakularne odkrycie, a mam wrażenie, że ten wątek jakoś tak się rozmył...

Mimo wszystko uważam, że to całkiem ciekawa książka. Taka w sam raz na długie jesienno-zimowe wieczory. Być może ze mną jest jakiś problem i chwilowo trudno mi się wzruszyć (chociaż ostatnio wzruszyłam się na końcówce filmu Sposób na teściową...), a dla kogoś innego Tak to się kończy może kryć mnóstwo powodów do wzruszeń i wzbudzić niezwykłe emocje. Niemniej należy podkreślić, że książka została bardzo dobrze napisana - ładnym językiem, czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. Narracja jest trzecioosobowa, a kolejne akapity pozwalają patrzeć na akcję z perspektywy poszczególnych postaci i poznać ich myśli oraz uczucia. Lubię takie dopracowane lektury, w których słowo traktuje się z szacunkiem, a historia przez to wręcz płynie.

Moja ocena: 4/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Bukowy Las.

11 komentarzy:

  1. Słyszałam już trochę o tej książce. Lubię takie pozycje, więc chętnie przeczytam :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze wzruszeniami to bywa różnie - czasami płaczę, czytając "Samotność liczb pierwszych", innym razem "Słownik terminologiczny sztuk pięknych" - to chyba kwestia hormonów ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm.. Jak wpadnie mi w ręce, to przeczytam:))

    OdpowiedzUsuń
  4. A po Twojej opinii, niekoniecznie pałającej w zachwytach, mam ochotę ją przeczytać. Taka w sam raz na te zimowe wieczory!
    Jeżeli chodzi o film o teściowej to moja mama oglądała i zamiast płakać ze wzruszenia - płakała ze śmiechu. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja generalnie też się zaśmiewałam, ale końcowy tekst Jennifer Lopez mnie rozwalił i się poryczałam :)

      Usuń
  5. Potrzebuję lektury na przeciągające się w nieskończoność, zimne wieczory. Mimo że pierwszy raz czytam o Kathleen MacMahon, chętnie sięgnę po jej powieść.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba spodziewałabym się po niej czegoś lepszego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie się ta książka szalenie spodobała, była taka... żywa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja właśnie po Twojej recenzji byłam tak mega pozytywnie do niej nastawiona, ale jakoś mnie nie poruszyła :(

      Usuń
  8. Uhhh a ja ostatnio w ogóle się nie czuję w takich obyczajach i raczej wątpię, żebym sięgneła po tę książkę. Nie jest to jednak Twoja wina, bo recenzja mi się podoba :D Ale bardziej mojego obecnego nastawienia :D (gdzieś tam w tyle głowy mam schowaną chętkę na zombiaki i jakąś przygodówkę ;) )

    OdpowiedzUsuń