czwartek, 25 lipca 2013

Powrót blogerki marnotrawnej, czyli gdzie byłam i co robiłam, gdy na blogu hulał wiatr!

Zniknęło mi się na ostatnie kilka tygodni, a i wcześniej nie było zbyt aktywnie. Bijąc się w pierś, przyznaję - przez pierwsze pół roku ten blog trochę się kurzył. Piąty rok studiów, a co za tym idzie - pisanie pracy magisterskiej (w moim przypadku wstydliwie oporne i żmudne) sprawiły, że na bloga nie miałam ani czasu, ani nawet motywacji. Wystarczyło mi codziennego wpatrywania się w plik tekstowy oraz po raz setny czytania tych samych materiałów do pracy, nim poukładane w głowie myśli, dały się przenieść na klawiaturę. Szczerze Wam powiem, że w pewnym momencie zwątpiłam już czy kiedykolwiek napiszę tę magisterkę. Nastąpiła we mnie jakaś blokada i przez wiele dni nie potrafiłam napisać nawet pół strony, ale i nie potrafiłam zająć się czymkolwiek innym, bo w głowie miałam tylko Swinarskiego (temat mojej pracy magisterskiej to "Fantazy w ujęciu Konrada Swinarskiego"). Koniec końców pracę napisałam, wyszła chyba nie najgorzej, obroniłam się i skończyłam studia z piątką na dyplomie. No właśnie - skończyłam studia. Dziwnie mi z tym. Trochę smutno, a trochę nijako. Sama nie wiem, co czuję. Nie jestem już studentką? Ale jak to? Kiedy to się stało...?! Pozostaje się niestety z tym faktem pogodzić i ruszyć naprzód. Listy motywacyjne same się nie napiszą, a praca i mieszkanie w Poznaniu same nie znajdą.

Mimo walki z magisterką nie porzuciłam chwil przyjemności z książką. Czytałam w przerwach, aby trochę odpocząć psychicznie, dać sobie chwilę wytchnienia. Robiłam nawet notatki, więc może pojawi się kilka niedługich recenzji z tych zaległych książek. Skupię się jednak na tym co tu i teraz. I na tych książkach, które przede mną. A jest ich sporo, jak zawsze. Półka nad łóżkiem zawiera tytuły, które zamierzam przeczytać w najbliższym czasie:


A tu moje najnowsze papierowe radości (Lidka nareszcie kupiona, a nawet przeczytana! Recenzja wkrótce.):



Na wiosnę dorobiłam się w końcu porządnej biblioteczki! Pochwalę się, a co:


A jako że nie samymi książkami człowiek żyje, to na koniec czerwca wybrałam się (z tatą i bratem) po raz pierwszy w życiu na mecz żużlowy! Pochodząc z Torunia, uznałam, że wypadałoby choć raz na taki mecz pójść i się określić - czy lubię ten żużel, czy nie. Zawsze mi się wydawało, że nie, ale zdanie zmieniłam. Było fantastycznie! Świetne widowisko, adrenalina, dużo śmiechu (mnie najbardziej śmieszą momenty, gdy kibice konkurujących drużyn zaczynają się wyzywać i wygwizdywać ;)) i emocji. W lipcu poszłam kolejny raz, a w sierpniu idę znowu. Chyba czas rozejrzeć się za szalikiem... Nie no, żartuję. ;)



Co poza tym się u mnie działo? Urosła mi bratanica, ożenił się brat, a ja sama miałam wątpliwą przyjemność uczestniczenia w dość poważnej kolizji drogowej. A więc był i śmiech, i łzy. Jak to w życiu. Mam nadzieję, że teraz przede mną jednak więcej dobrego. 

Jak widzicie - blog przeszedł małe wietrzenie. Usunęłam kilka zbędnych rzeczy, postawiłam na proste, białe tło. Nagłówka ciekawego stworzyć nie potrafię, więc póki co za nagłówek robi powiększony tytuł bloga. Co myślicie o tych zmianach? Jest przejrzyściej? Na początku nie byłam przekonana do tej bieli, ale teraz ją polubiłam. A, od dziś więcej zdjęć! Co prawda mój aparat nie najwyższej klasy, a i ze mnie fotograf-amator, ale doszłam do wniosku, że lubię zdjęcia na blogach, bo te blogi ożywiają. A przecież chcę ożywić swoją stronę. ;) 




Liczę na to, że będziecie mi towarzyszyć w nowej drodze bloga. ;) Prowadzonego już przez nie-studentkę... Eh!