Tłumaczenie: Ewa Pater
Wydawnictwo: Bukowy Las
Stron: 375
Bo tak to już jest z tą miłością, że przychodzi wtedy, gdy najmniej się jej spodziewamy. I nieważne czy masz lat piętnaście, czy pięćdziesiąt - miłość to miłość. Działa bez zasad, czasem bez granic, przeważnie wbrew rozsądkowi. Addie i Brunonowi - głównym bohaterom Tak to się kończy - miłość się po prostu przytrafiła. Każde z nich było już po różnych życiowych przejściach, wszak ludzi czterdziesto- i pięćdziesięcioletnich nie można nazwać niedoświadczonymi podlotkami. Nie planowali tego związku, nie planowali takiego uczucia. Ale uczucie przyszło samo, zadomowiło się na dobre i zostało już do końca.
Tak to się kończy do debiutancka powieść Kathleen MacMahon - irlandzkiej dziennikarki telewizyjnej i radiowej. Akcja książki została umiejscowiona - co wcale nie dziwi - w Irlandii. Jest jesień 2008 roku, zbliżają się wybory w Stanach Zjednoczonych, a Bruno - były finansista, zagorzały zwolennik Baracka Obamy - postanawia tę wyborczą gorączkę przeczekać w ojczyźnie ojca, więc wyjeżdża do Irlandii. To pierwsza podróż mężczyzny do tej ziemi, dlatego pragnie podążyć śladami ojca, poznać jego rodzinę, bliskie mu miejsca i uzupełnić pełne luk drzewo genealogiczne. Addie okazuje się jego krewną, jednak na tyle dalekiego stopnia, że związek nie budzi kontrowersji. Kobieta przechodzi akurat trudny czas w życiu (rozstanie z poprzednim partnerem, osobisty dramat i utrata pracy), a do tego ma na głowie Hugh - ojca (i jego dwie ręce w gipsie) o charakterze co najmniej niełatwym.
Historia biegnie dość spokojnie, bohaterowie zakochują się w sobie coraz bardziej, Obama wygrywa wybory, Bruno nie wspomina o wyjeździe, Addie nie pyta. Gdzieś po drodze wychodzi na jaw kilka rodzinnych tajemnic, mówi się trochę o procesie wytoczonym Hugh, który jest lekarzem. I niby jest dobrze, ale w powietrzu od początku coś "wisi". Właściwie bardzo szybko czytelnik domyśla się, że nie będzie "happy endu". I rzeczywiście - po przewróceniu ostatniej strony zaskoczenia nie ma. Bo to prawdę mówiąc zupełnie prosta opowieść. Całkowicie przewidywalna. Ładnie została ukazana miłość ludzi dojrzałych, ale - jak dla mnie - bez większych wzruszeń. Zakończenie powinno pewnie mnie skłonić do uronienia choć jednej łzy, jednak nic podobnego nie miało miejsca. Może po prostu zbyt wiele o podobnych zakończeniach słyszymy w życiu codziennym? Może gdyby była to historia na faktach? Kto wie. Główni bohaterowie w moim odczuciu są dosyć bezbarwni, nijacy. Za najciekawszą postać (posiadającą skrajny charakter, kryjącą najwięcej tajemnic, budzącą różne emocje) należy uznać Hugh. Osobiście przywiązałam się do niego i do Loli - ukochanej suczki Addie. Czuję też niedosyt w kwestii drzewa genealogicznego, którym zajmował się Bruno. Naprawdę liczyłam na jakieś spektakularne odkrycie, a mam wrażenie, że ten wątek jakoś tak się rozmył...
Mimo wszystko uważam, że to całkiem ciekawa książka. Taka w sam raz na długie jesienno-zimowe wieczory. Być może ze mną jest jakiś problem i chwilowo trudno mi się wzruszyć (chociaż ostatnio wzruszyłam się na końcówce filmu Sposób na teściową...), a dla kogoś innego Tak to się kończy może kryć mnóstwo powodów do wzruszeń i wzbudzić niezwykłe emocje. Niemniej należy podkreślić, że książka została bardzo dobrze napisana - ładnym językiem, czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. Narracja jest trzecioosobowa, a kolejne akapity pozwalają patrzeć na akcję z perspektywy poszczególnych postaci i poznać ich myśli oraz uczucia. Lubię takie dopracowane lektury, w których słowo traktuje się z szacunkiem, a historia przez to wręcz płynie.
Moja ocena: 4/6